Piłka nożna cały czas w moim życiu

O tym jak została piłkarką. O meczach z Glasgow. O kadrze i wiele więcej.

Zapraszamy do przeczytania wywiadu z Anną Gawrońską, kapitan Medyka Konin i trenerką kadry U-15, która w poniedziałek wieczorem w siedzibie konińskiego klubu znalazła dla nas chwilę czasu.

- Jak doszła pani do wniosku, że piłka nożna jest tym co chce pani robić w życiu?
- Jak zwykle takie pytania… (śmiech) Sport zawsze był częścią mojego życia. Od dzieciństwa sport był w mojej rodzinie jedną z takich głównych rzeczy, którą się zajmowaliśmy i ja trenowałam 12 lat badmintona w klubie w mojej miejscowości, w Borku Wielkopolskim. I zawsze z chłopakami na podwórku grałam w piłkę. Dla przyjemności, całymi popołudniami. Myślę, że piłka nożna cały czas była w moim życiu. I tak już zostanie.

- Nie myślała pani, żeby trenować z Wisłą...
- Ja trenowałam z nimi! Tam była wtedy czwarta liga, później chyba trzecia, jeżeli się nie mylę. Trenowałam z nimi, cały czas właśnie z tymi chłopakami. I byłam tam kierownikiem drużyny, że tak powiem, takim przyszywanym i trenowałam z nimi cały czas. Z tymi już panami bo to już byli dorośli faceci. Trenowałam w liceum, tak dla przyjemności po prostu. Miałam przyjść do Medyka już wcześniej natomiast tata nie chciał mnie puścić i dopiero po studiach zaczęłam grać w piłkę nożną.

- Studia, czyli wyjazd do Poznania i Atena Poznań?
- Nie. Najpierw studiowałam w Lesznie. I po zakończeniu licencjatu zaczęłam już uczyć w szkole w gimnazjum w Borku Wielkopolskim, przez przypadek trafiłam do Poznania. I tak już zostało. Przeprowadzka do Poznania i tam trzyletnia przygoda z Ateną i później gdy Atena się rozpadała trener Jaszczak zaproponował mi przejście. Miałam do wyboru Wrocław albo Konin i wybrałam Konin.

- Różne źródła podają sprzeczne dane. Jedne, że grała Pani w Atenie w latach 1997-2004 a inne, że 2002-2004.
- 2002-2004. W listopadzie zagrałam pierwszy mecz w Pucharze Polski, z Wrocławiem to chyba było. Początek listopada albo początek października, nie pamiętam dokładnie. Ale to był Puchar Polski, Atena Poznań – AZS Wrocław, mój pierwszy mecz po trzech dniach treningów.

- Z czasów "poznańskich" pamięta Pani 11 kolejkę sezonu 2001/2002, mecz ze Stilonem Gorzów Wielkopolski?
- 5:5.

- Dokładnie tak.
- 5:1 wygrywałyśmy do przerwy i 5:5 się skończyło. Ale wtedy pan Stępczak był naszym trenerem.

- W jednym z wywiadów powiedziała Pani nawiązując do tego meczu, że w piłce nożnej kobiecej nic już Pani nie zdziwi.
- Tak.

- Obserwuje Pani futbol kobiecy w Poznaniu?
- Gra tam jeszcze kilka moich koleżanek z Ateny Poznań. Interesuje mnie futbol Wielkopolski. Jest tam dużo zawodniczek, które trafiają do Medyka. Czy to w kadrach wojewódzkich, U-13, U-16, bo z tymi kadrami współpracuję czy starsze zawodniczki, które mają szansę przyjść do licealnego ośrodka, obserwujemy te zawodniczki i z Niną Patalon cały czas jesteśmy w kontakcie. Cały czas tę Wielkopolskę mamy na oku.

- Jak doszło do tego, że została Pani trenerką kadry U-15?
- Prezes Padewski zapytał czy byłabym chętna zostać trenerem reprezentacji i wahałam się. Jest między nami taka umowa, że nie przestanę grać w piłkę. I to był jedyny mój warunek, że jeżeli nie będę musiała zakończyć kariery klubowej, wtedy także jeszcze reprezentacyjnej, to jak najbardziej jestem na tak. I tak wyszło. Zaproponował, zgodziłam się, udaje mi się to godzić, mam nadzieję. Jest dużo pracy i w klubie i w reprezentacji ale myślę, że jakoś dajemy radę.

- Na ostatnie zgrupowanie powołała Pani cztery dziewczyny z Medyka. Na tym etapie w ogóle jest szansa, żeby określić ich potencjał?
- Potencjał jest. Gdybym mogła, powoływałabym więcej zawodniczek z Medyka bo widać różnicę w wyszkoleniu zawodniczek, które trenują pięć razy w tygodniu a tych, które trenują dwa, trzy razy a nie oszukujmy się w tej kategorii wiekowej jest tylko kilka zawodniczek, które trenują więcej niż pięć razy w tygodniu. Jeszcze Klaudia Nowacka, która jest z BTS Rekord Bielsko Biała i tam też trenuje z chłopakami w klasie mistrzostwa sportowego. I te dziewczyny, które nie trenują, ilość treningów jest mniejsza, widać różnice w wyszkoleniu i na pewno te zawodniczki z Medyka lepiej są wyszkolone. Natomiast ja je widzę codziennie i dlatego jeżdżą tylko cztery bo są to cztery wyróżniające się. Myślę, że przyszłość jest przed nimi i przed każdą wyróżniającą się zawodniczką. Wystarczy tylko poświęcić się i zacząć na tym etapie poważnie myśleć o piłce kobiecej i ilość treningów musi być jednak zwiększona w klubach.

- W wywiadzie dla kobiecapilka.pl przed meczem z Medykiem, Jacek Syryjczyk, trener Białej Podlaskiej powiedział, że Medyk to swego rodzaju kombinat czy przedsiębiorstwo, które produkuje piłkarki. Powiedział tez, że Medyk jest wzorem do naśladowania dla innych zespołów.
- Myślę, że po części jest to prawda bo ilość jednostek treningowych, ilość zawodniczek, które tutaj szkolimy jest tak duża, że w Polsce moim zdaniem nie ma klubu w którym nie grałaby piłkarka, która nie była kiedyś zawodniczką Medyka.

- Nawiązując do reprezentacji ale seniorek. Nie marzy się Pani jeszcze powrót czy to już by było za dużo obowiązków?
- Trener Basiuk zdecydował, że jestem już starszą zawodniczką i stawia na zawodniczki, które w roku 2017 mają szansę zagrać w Mistrzostwach Europy i pod tym kątem buduje drużynę. Ja jestem cały czas do dyspozycji i nie powiedziałam „nie”. Nie powiedziałam też, że kończę karierę reprezentacyjną. To trener Basiuk mnie skreślił.

- W jednym z meczy zagrała Pani przy dwudziestotysięcznej publiczności. Był inny mecz z równie wielką lub większą publicznością?
- Graliśmy w eliminacjach w Szwecji kiedyś mecz towarzyski przy siedmiu tysiącach i w Finlandii grałyśmy przy pięciotysięcznej publiczności ale to są odległe czasy. To było z dziesięć lat temu, wtedy futbol kobiecy jeszcze nie był tak bardzo rozwinięty. Teraz już tej publiczności jest tyle... Mamy tutaj mecz z Glasgow, który oglądało prawie cztery tysiące widzów. Myślę, że gdyby w tamtych czasach futbol był tak samo rozpropagowany byłoby więcej kibiców ale to jest nieprawdopodobne przeżycie jak we Francji dwadzieścia tysięcy kibiców zaśpiewało hymn narodowej reprezentacji to ciarki przechodzą po plecach i to od razu dodaje skrzydeł. Zresztą, tutaj gdyby nie ta publiczność z Glasgow, myślę, że też nie było takiej euforii. To było duże wydarzenie dla nas.

- Pamiętam chyba dwoje kibiców drużyny z Glasgow pośród kibiców Medyka obserwujących to, co się dzieje. Sprawiali wrażenie takich, którzy czują się u siebie, nie bali się.
- Kibice jednej i drugiej drużyny siedzą obok siebie i nie ma jakiejkolwiek różnicy między nimi. Każdy kibicuje swojej drużynie i nie ma jakiejś tam nietolerancji ani niczego. Po prostu na wszystkich meczach, czy meczach międzypaństwowych na których jesteśmy w Europie czy meczach klubowych tak jak teraz Ligi Mistrzyń czy na finale, na którym byłyśmy, kibice drużyn przeciwnych siedzą obok siebie i jedna ekipa kibicuje swoim, druga swoim i wszyscy kibicują futbolowi kobiecemu bo to jest fantastyczne moim zdaniem widowisko.

- W rewanżu z Glasgow dużo przyszło miejscowych kibiców?
- Było tam trochę kibiców natomiast o wiele mniej niż w Koninie. Może z pięćset… Było też dużo polskich kibiców. Także byłe piłkarki Medyka, które przyszły nam kibicować. Paulina Rytwińska, Marta Stachowska, Agata Mańczyńska. To są byłe piłkarki Medyka, byłe piłkarki reprezentacji Polski. Przyjechały, kibicowały, przeżywały to tak samo jak my. Tych kibiców było sporo. Moim zdaniem doping dla nas był głośniejszy, niestety szkoda tego meczu. Grałyśmy lepiej niż w Koninie, miałyśmy więcej sytuacji a niewykorzystane sytuacje się zemściły. To był całkiem inny mecz niż tutaj tak naprawdę. Akcja za akcję. Moim zdaniem miałyśmy lepsze szanse niż u siebie.

- Być może wyszło doświadczenie Szkotek.
- Myślę, że tak. W tym pierwszym naszym roku w Lidze Mistrzyń jest niedosyt bo myślę, że takiego szczęśliwego losowania nie będziemy mieć jeżeli uda nam się zdobyć tytuł mistrza w tym roku lub w przyszłości. Myślę, że takiej drabinki już nie będziemy mieć do ćwierćfinału ale powalczymy. Teraz jesteśmy bogatsze o te doświadczenia. Wiemy na jakie szczegóły zwrócić uwagę w wyjeździe na mecz. Nie byliśmy dobrze przygotowani do wyjazdu go Glasgow. Już było 2:0, myśleliśmy, że to będzie pewny awans... Sami też troszeczkę się zgubiliśmy ale myślę, że w przyszłym roku, jeżeli uda nam się wygrać te dwa mecze i zdobędziemy mistrza to będziemy o te doświadczenia bogatsi.

- Była Pani na finale w Berlinie?
- Tak. Byłyśmy całą drużyną. Troszeczkę mecz mnie nie porwał. Bardzo moim zdaniem słaba pierwsza połowa, druga już była lepsza. Dwie drużyny badały się, mecz mało atrakcyjny dla kibica. Oczywiście w tamtym roku Wolfsburg z Tyreso zaskoczył nas takim meczem, że chyba już się taki nie przydarzy. Myślałam, że będzie trochę lepiej.

- W zeszłorocznym finale emocji było aż nadto. Tyreso prowadziło 2:0 a później rollercoaster...
- Późnej się odwróciło wszystko ale to jak teraz Borussia Dortmund w męskiej piłce prowadziła 1:0 z Wolfsburgiem w finale natomiast wszystko się zmieniło, przegrali 1:3. Piłka jest nieprzewidywalna a tym bardziej piłka kobieca. Wszystko może się zdarzyć.

- Gdyby, o ile dobrze pamiętam, Marco Reus trafił na 2:0 pewnie byłoby po meczu a tak…
- Dokładnie tak! Te niewykorzystane sytuacje... My w Glasgow... W pierwszej minucie Ewa wyszła "sam na sam". 1:0 i ten mecz inaczej by się ułożył. Ja miałam w 90 minucie, wychodzę "sam na sam", bramkarka broni i dogrywka a tak byłoby po meczu.

- Jak jesteśmy przy wielkich emocjach... Zeszłoroczny finał Pucharu Polski w Ostródzie. 2:0 do przerwy dla AZS. Może Pani uchylić rąbka tajemnicy co się działo w szatni?
- (śmiech)

- Czy niekoniecznie?
- Mogę uchylić. Weszłam do szatni i krzyknęłam na drużynę, padło kilka ostrych słów. Powiedziałam, że wierzę w naszą drużynę, wierzę w zwycięstwo i wygramy ten mecz 3:2. I tak się stało. Dziewczyny uwierzyły w to i do końca walczyłyśmy o zwycięstwo. Było widać, że chcemy ten mecz wygrać i udało się.

- Oglądałem ten mecz także następnego dnia i później jeszcze kilkukrotnie. Pani strzeliła bramkę minutę przed końcem tych doliczonych pięciu. Na żywo ostatnia minuta trwała znacznie dłużej.
- (śmiech) Tak, ten czas jakoś tak się dłużył na naszą korzyść bo nie mogłyśmy tej bramki strzelić i cały czas napierałyśmy na Wrocław i w końcówce udało się. To niesamowite emocje jak strzela się bramkę w ostatniej minucie i tą która decyduje o zdobyciu Pucharu Polski i o zdobyciu tak naprawdę wszystkiego w tamtym sezonie bo i mistrza i Puchar Polski i awans do Ligi Mistrzyń. Tamten sezon był dla nas udany i mam nadzieję, że w tym roku powtórzymy ten sam wynik.

- Po tamtym meczu doceniłem postawę trenera Wrocławia, Damiana Rynio, który stwierdził na gorąco po meczu, że mimo wszystko Medyk był lepszy.
- Tak. Widać też pracę, Wrocław taktycznie dobrze jest ustawiany przez tego trenera i dobrze czyta naszą grę. Analiza meczu jest zawsze dobrze zrobiona i widać to po ostatnim meczu, który przegraliśmy we Wrocławiu 0:1. Tym razem zagramy w finale z Łęczną i mam nadzieję, że będzie troszeczkę inaczej.

- Wydaje się, że „MouRynio” wyciągnął wnioski.
- Tak (śmiech).

- Jeżeli dobrze liczyłem to będzie Pani ósmy finał.
- Nie pamiętam, który…(śmiech) Ale kilka już ich było...

- Pięć wygranych.
- Pięć wygranych...

- Do tej pory. Pierwszy finał z Łęczną.
- Pamięć mnie zawodzi ostatnio ale Łęczna tak. Pierwszy raz gramy w finale z Łęczną. Zawsze było tak, że Łęczna odpadała czy to z Raciborzem czy to z inną drużyną z czołówki.

- Teraz też mogło być różnie, karne to zawsze loteria.
- Karne to loteria i z każdym przeciwnikiem z czołówki Ekstraligi trzeba będzie się postarać żeby wygrać mecz.

- Piłka kobieca jest niesprawiedliwa z tego względu, że jak mówi Robert Kubica "drugi na mecie to pierwszy przegrany" i tylko mistrzostwo daje szansę na zaprezentowanie się w Europie. W męskiej piłce jest inaczej.
- No tak ale poziom piłki kobiecej nie jest jeszcze na tak wysokim poziomie, jest jeszcze zbyt niski. Musimy poziom Ekstraligi przede wszystkim podnieść, mam nadzieję, że kolejna reforma rozgrywek jest potrzebna bo wczorajszy wynik odzwierciedla to, co mamy (w niedzielę Medyk wygrał z 1.FC Katowice 20:0- D.W.). Moim zdaniem niepotrzebne rozszerzenie do 12 drużyn i teraz znowu drużyny, które nie przystępują do rozgrywek bądź oddają mecze walkowerem to nie jest dobre dla piłkarstwa kobiecego w Polsce i takie wyniki jak wczoraj też nie są dobre. To świadczy tylko o tym, że ten poziom nie jest jeszcze wysoki.

- Jak zobaczyłem wynik wieczorem, w pierwszej chwili nie zauważyłem zera z tyłu. Dopiero za drugim razem.
- No tak. Ten mecz gdybyśmy grali na takim poziomie jak w pierwszej połowie to myślę, że skończyłoby się 30:0, natomiast tam praktycznie każda akcja w pierwszej połowie kończyła się naszym strzałem bądź bramką.

- W pewnym momencie co dwie minuty.
- Tak. Był taki moment, że każda "wrzutka" w pole karne to był strzał i bramka. Tam się zgubiły dziewczyny totalnie. Ewa je wystrzelała i gdyby trener jej nie ściągnął to myślę, że nadrobiłaby trochę bramek do króla strzelców a tak... Musieliśmy już pomyśleć o meczu czwartkowym bo nasz mecz czwartkowy jest zdecydowanie najważniejszy i tu musimy się skoncentrować bo ten mecz musimy wygrać.

- Gdzieś tak po trzeciej bramce nie przeszło drużynie przez myśl, że "gramy na jedną zawodniczkę", żeby dogoniła Agatę Tarczyńską?
- Nie. Grałyśmy zespołowo, każda zawodniczka miała szansę strzelać. Ewa po prostu znajdowała się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Zresztą widać w każdym meczu, gramy nie tylko na Ewę, każda zawodniczka strzela bramki. Czy to Patrycja, czy ja, czy Ewelina Kamczyk. W meczu z Katowicami hat-tricki zdobyła Patrycja Balcerzak i Sylwia Matysik. U nas każda ofensywna zawodniczka ma szansę na strzelenie bramki i to jest fajne bo nie gramy na jedną jak na przykład w Lubinie na Agatę Tarczyńską i tylko ona strzela. Wystarczy ją wykluczyć i tak naprawdę nie ma kto strzelać bramek. U nas każdy to może zrobić i to jest właśnie nasza siła.

- Patrycja po tym meczu mogła być zadowolona. Ostatnio trafiała przeważnie w poprzeczki. Tym razem więcej trafiła do siatki.
- Tak. Udało jej się w drugim meczu z rzędu strzelić z rzutu wolnego i nad tym elementem mam nadzieję pracuje indywidualnie bo trochę strzałów w tym i w zeszłym sezonie oddała ponad bramką i zwracaliśmy jej z trenerem uwagę na to żeby popracowała nad tą kwestią i widać, że dwa mecze, dwa strzały, dwie bramki i jest poprawa.

- W meczu z reprezentacją kontuzji doznała Paulina Dudek. Jak długo będzie pauzować?
- Prawdopodobnie zacznie z nami od nowego sezonu. Przypadkowa kontuzja bo przewróciła się na piłce, źle stanęła, to się zdarza. Trzy miesiące rehabilitacji i mam nadzieję, że od nowego sezonu będzie gotowa do grania i zagra z nami znowu w Lidze Mistrzyń.

- Wracając do Pani. Z moich skromnych wyliczeń wynika, że strzeliła Pani dla Medyka około 240 bramek... Mogę się mylić, mogło być więcej (śmiech)
- Nie prowadzę takich statystyk. Kiedyś jak grałam w Atenie i później w Medyku prowadziłam segregatory ze swoimi osiągnięciami ale późnej pojawiło się tego tak dużo i dużo pracy, że zaniechałam to ale te starsze, do 2008, 2009 mam policzoną każdą bramkę. Później już jest tego trochę mniej ale może być tak, że ponad 200.

- Właśnie. Jakby doliczyć do bramek dla Medyka bramki dla Ateny to pewnie już jest grubo ponad 300...
- Myślę, że tak. Każdy sezon mniej więcej miałam 20 bramek. Później były dwie kontuzje po pół roku i nie grałam. Mniej więcej w każdym sezonie strzelałam około 20 bramek.

- Zmieniając temat. Nadine Kessler czy Marta?
- Nie jestem zwolenniczką konkretnej zawodniczki. Zawsze Bridget Prince urzekała mnie swoją grą i jednak przy tej zawodniczce zostanę. Marta ma bajeczną technikę i robi z piłką wszystko tak jak Messi. Jeżeli miałabym wybrać drugą po Bridget Prince, to Marta.

- A Ronaldo czy Messi?
- Messi! Nie lubię Ronaldo (śmiech) Jest w Realu a ja kibicuję Barcelonie od 1996 roku. Kiedy grali Stoiczkov, Koeman, Rivaldo. I Juventusowi, jak grał Del Piero.

- Dziękuję za rozmowę.



Rozmawiał: Dariusz Walory